Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2015
Dystans całkowity: | 513.80 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 29 |
Średnio na aktywność: | 17.72 km |
Więcej statystyk |
stajnia
Sobota, 19 września 2015 | dodano:19.09.2015
Zawody! A moi podopieczni załatwili sobie wolne. 1 ma kopyto pęknięte i czas dać mu się zrosnąć porządnie, 2 ma jakieś niewyraźne plecy, 3 po prostu nie szedł, a 4... skaleczył się na padoku, że nóżka go boli jakby miała odpaść. Bida z nędzą z tym siwsonem. Nawet się nie utoczył w świeżych trocinach, więc musi go mocno boleć.
Dane wycieczki:
Km: | 2.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
stajnia
Piątek, 18 września 2015 | dodano:19.09.2015
Dane wycieczki:
Km: | 2.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
stajnia i port
Czwartek, 17 września 2015 | dodano:17.09.2015
Niemoc.
Ciepełko, konie grzeczne, choć brudasy jak zwykle. Rower nie chciał jechać, musiałam go pchać i pchać... Powrót ze słuchawkami na uszach - przynajmniej szybciej minął.
Ciepełko, konie grzeczne, choć brudasy jak zwykle. Rower nie chciał jechać, musiałam go pchać i pchać... Powrót ze słuchawkami na uszach - przynajmniej szybciej minął.
Dane wycieczki:
Km: | 19.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
stajnia i port
Środa, 16 września 2015 | dodano:17.09.2015
Dane wycieczki:
Km: | 19.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
stajnia i port
Wtorek, 15 września 2015 | dodano:15.09.2015
Dane wycieczki:
Km: | 20.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
stajnia
Poniedziałek, 14 września 2015 | dodano:15.09.2015
Dane wycieczki:
Km: | 2.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
nadwarciański lasek -> Poznań
Niedziela, 13 września 2015 | dodano:19.09.2015
Tym razem śpię jak zabita. Rano budzę się wypoczęta, mimo że budzik ustawiony był sporo później. Ale po co spać, jak można się przejść. Niestety po wyjściu z namiotu wita mnie mgła i chłód. Czyli jednak potrzebnie wiozłam puchową kurtkę.
Pomału reszta wyprawkowiczów budzi się ze snu i szykujemy śniadanie. Tym razem kuchenki działają już bez zarzutu, a my zrelaksowani pomału jemy, pakujemy się i robimy wspólne zdjęcia.
Gdy ruszamy, robi się już przyjemnie ciepło i słonecznie. Ostatni dzień to jazda do Poznania. Po drodze skręcamy w teren, by skrótem dojechać do wieży widokowej w Czamońcu.
Pod wieżą oczywiście popas. Dalej wyjazd terenem i już do końca dnia asfalty. Zajeżdżamy jeszcze do Rogalina obejrzeć pałac, który mijaliśmy na maratonie turystycznym. Wtedy trzeba było jechać i nie zatrzymywać się, więc nie było czasu. Wprawdzie ja się szybko odłączyłam od maratończyków, ale nawet nie wiedziałam o istnieniu Rogalińskiego pałacu.
Na koniec jeszcze trochę asfaltów, przebijanie się przez miasto, obiad w odkrytym przy okazji maratonu mlecznym barze i na dworzec. Pociągi mieliśmy wszyscy o 16 z kawałkiem, więc po kolei się żegnaliśmy i tym sposobem kolejna wyprawka dobiegła końca.
Fajnie było, oczywiście! A kto nie był ten trąba ;)
Pomału reszta wyprawkowiczów budzi się ze snu i szykujemy śniadanie. Tym razem kuchenki działają już bez zarzutu, a my zrelaksowani pomału jemy, pakujemy się i robimy wspólne zdjęcia.
Gdy ruszamy, robi się już przyjemnie ciepło i słonecznie. Ostatni dzień to jazda do Poznania. Po drodze skręcamy w teren, by skrótem dojechać do wieży widokowej w Czamońcu.
Pod wieżą oczywiście popas. Dalej wyjazd terenem i już do końca dnia asfalty. Zajeżdżamy jeszcze do Rogalina obejrzeć pałac, który mijaliśmy na maratonie turystycznym. Wtedy trzeba było jechać i nie zatrzymywać się, więc nie było czasu. Wprawdzie ja się szybko odłączyłam od maratończyków, ale nawet nie wiedziałam o istnieniu Rogalińskiego pałacu.
Na koniec jeszcze trochę asfaltów, przebijanie się przez miasto, obiad w odkrytym przy okazji maratonu mlecznym barze i na dworzec. Pociągi mieliśmy wszyscy o 16 z kawałkiem, więc po kolei się żegnaliśmy i tym sposobem kolejna wyprawka dobiegła końca.
Fajnie było, oczywiście! A kto nie był ten trąba ;)
Dane wycieczki:
Km: | 53.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek | Uczestnicy
kupa gnoju -> nadwarciański lasek
Sobota, 12 września 2015 | dodano:19.09.2015
Noc minęła jak minęła... Budziki ustawiłyśmy na 6, by jak najszybciej powitać jasny dzień i dołączyć do reszty towarzystwa. Kupa gnoju na szczęście nie śmierdziała, ale przyciągała zwierzęta. Co chwilę więc przebudzałam się, a rano jak tylko wyszłam z namiotu, zobaczyłam stadko saren.
Zwijamy się szybko, a po drodze zastają nas przepiękne warunki oświetleniowe... Tu żałuję, że albo nie mam ze sobą lustrzanki albo nie jedzie z nami Turysta. Na szczęście aparat Marzeny daje radę i wychodzi coś takiego:
Kilka fot i chwilę później meldujemy się na właściwym polu biwakowym. Oczywiście w nocy byłyśmy blisko niego, ale nie na drodze biegnącej obok, przez co nie miałyśmy szans go odszukać. Towarzystwo budzi się pomału, a my bierzemy się za szykowanie śniadania. Kolacja była na zimno, więc śniadanie na ciepło. Rozpalam kuchenkę i... prawie sama się podpalam i powoduję wybuch i pożar. Tak to jest, jak stres nie zejdzie i się nie myśli. Kuchenka się osmaliła, ale udało się odciąć paliwo, więc las nie spłonął, ja również nie. Przygoda powoduje jednak zniechęcenie do gotowania, więc proszę pozostałych o podzielenie się wrzątkiem i wściekła i bezsilna jem znów na zimno. Ale po dłuższym czasie ochłonęłam i po raz kolejny, już na spokojnie rozpaliłam kuchenkę tak jak powinnam.
Pomału cała sześcioosobowa ekipa wstaje, niespiesznie jemy, pakujemy się i ruszamy. Ale nie na długo, bo trzeba uzupełnić zapasy w sklepie.
Cały dzień mija nam na pedałowaniu i postojach. Jak to na wyprawce. Większość czasu spędzamy na asfaltach, ale czasem zapuszczamy się też w lekki teren. Moje plecy nadal nie lubią terenu, więc po dawce tarki i szutru umieram. Z pomocą przychodzi Tereska i po krótkim instruktażu wbija mi łokieć w plecy.
Pomaga to na tyle, bym mogła spokojnie dalej jechać, ale nie na tyle, bym wytrzymała więcej terenu. Niestety. Snujemy się więc głównie asfaltami. Ale tu też nie jest źle.
W Śremie robimy jeszcze ostatni popas pod lidlem, zakupy i niektórzy - kawa na stacji. Nie można tam jednak rozpalać kuchenek, więc jedziemy na drugie pole biwakowe ze strony czas w las. I znów coś jest nie tak. Tym razem napotykamy na imprezę, albo i 2 jak nie więcej. Masa ludzi, auta, ogniska... Nie tego oczekiwaliśmy. Oddalamy się więc wzdłuż brzegu Warty i śpimy w uroczym lasku.
Zwijamy się szybko, a po drodze zastają nas przepiękne warunki oświetleniowe... Tu żałuję, że albo nie mam ze sobą lustrzanki albo nie jedzie z nami Turysta. Na szczęście aparat Marzeny daje radę i wychodzi coś takiego:
Kilka fot i chwilę później meldujemy się na właściwym polu biwakowym. Oczywiście w nocy byłyśmy blisko niego, ale nie na drodze biegnącej obok, przez co nie miałyśmy szans go odszukać. Towarzystwo budzi się pomału, a my bierzemy się za szykowanie śniadania. Kolacja była na zimno, więc śniadanie na ciepło. Rozpalam kuchenkę i... prawie sama się podpalam i powoduję wybuch i pożar. Tak to jest, jak stres nie zejdzie i się nie myśli. Kuchenka się osmaliła, ale udało się odciąć paliwo, więc las nie spłonął, ja również nie. Przygoda powoduje jednak zniechęcenie do gotowania, więc proszę pozostałych o podzielenie się wrzątkiem i wściekła i bezsilna jem znów na zimno. Ale po dłuższym czasie ochłonęłam i po raz kolejny, już na spokojnie rozpaliłam kuchenkę tak jak powinnam.
Pomału cała sześcioosobowa ekipa wstaje, niespiesznie jemy, pakujemy się i ruszamy. Ale nie na długo, bo trzeba uzupełnić zapasy w sklepie.
Cały dzień mija nam na pedałowaniu i postojach. Jak to na wyprawce. Większość czasu spędzamy na asfaltach, ale czasem zapuszczamy się też w lekki teren. Moje plecy nadal nie lubią terenu, więc po dawce tarki i szutru umieram. Z pomocą przychodzi Tereska i po krótkim instruktażu wbija mi łokieć w plecy.
Pomaga to na tyle, bym mogła spokojnie dalej jechać, ale nie na tyle, bym wytrzymała więcej terenu. Niestety. Snujemy się więc głównie asfaltami. Ale tu też nie jest źle.
W Śremie robimy jeszcze ostatni popas pod lidlem, zakupy i niektórzy - kawa na stacji. Nie można tam jednak rozpalać kuchenek, więc jedziemy na drugie pole biwakowe ze strony czas w las. I znów coś jest nie tak. Tym razem napotykamy na imprezę, albo i 2 jak nie więcej. Masa ludzi, auta, ogniska... Nie tego oczekiwaliśmy. Oddalamy się więc wzdłuż brzegu Warty i śpimy w uroczym lasku.
Dane wycieczki:
Km: | 95.80 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek | Uczestnicy
Kościan - kupa gnoju
Piątek, 11 września 2015 | dodano:19.09.2015
Kolejny raz w tym roku podróżuję wygodnym IC relacji Gdynia - Wrocław. Tym razem do Kościana. Na wstępie chwila strachu na dworcu:
(ja) - Dzień dobry, proszę normalny plus rower do Kościana na teraz. Płatność kartą.
(kasjerka) - Ale... przed chwilą nie było wolnych miejsc na ten pociąg, więc nie wiem.
(ja) - #(%@$^*%($#...???
(kasjerka) - Sprawdzę. O, jest. Dziwne.
(ja) - Uff..............
Wsiadłam, zajęłam swoje miejsce, wysłuchałam ryku małego dziecka siedzącego za mną (czy w tym pociągu nie ma przedziałów dla matek z dziećmi?!?) i po stosunkowo krótkim czasie wysiadłam w Kościanie. Tam czeka już na mnie Marzena, czyli Kot. Razem jedziemy w kierunku umówionego miejsca noclegu. Po drodze w sumie nic ciekawego, chwilami kropi, ale jedzie się całkiem miło.
Niestety nie wyrabiamy się przed zmierzchem, więc po ciemku i w towarzystwie deszczu skręcamy do lasu. Tam mijamy wielkie kamperowisko oświetlone lampami solarnymi - wygląda to kosmicznie! Gdy docieramy do punktu gdzie powinno być pole biwakowe ze strony czas w las, znajdujemy tylko... krzaki, niewyraźną ścieżkę i ... krzaki. Chwilę się zastanawiamy, czy tam zostać, czy poszukać lepszego miejsca. Już miałyśmy zostać, ale nagle z mroku lasu wyłania się światełko latarki (albo i 2?). Zamarłyśmy, wyłączyłyśmy nasze lampki, na co i tamte światło zgasło. Początkowo nie zdawałam sobie sprawy, że coś jest nie tak, ale szybko do mnie dotarło, że jesteśmy 2 dziewczynami w środku ciemnego lasu, do wioski kawałek, a te światło to może być... ktokolwiek. Zarządziłyśmy szybki odwrót do najbliższej miejscowości. Stres uderzył mi do głowy, więc w wiosce zaczęłam się zastanawiać, co dalej. Przecież w TEJ sytuacji na dziko to ja już NIE chcę i NIE zasnę. Ale wg mapy do kempingów kawałek (a i zamknięte zapewne), a agroturystyki szukać ok 22 to już słabo. Upewniwszy się, że nikt nas nie śledzi, wyjechałyśmy za wioskę. Tam znalazłyśmy liche krzaki, ale kawałek dalej było jeszcze COŚ. Duże, ciemne. Podjechałyśmy sprawdzić co to, a tam wielka, przykryta folią i oponami pryzma gnoju. Może być! Kto mądry pomyśli, że ktoś śpi przy gnoju :) Na szczęście były tam też krzaki, w których ukryłyśmy nasze namioty. Jeszcze wiadomość do reszty towarzystwa, gdzie jesteśmy i można 'iść spać'.
Reszta dotarła, w krzakach nas nawet nie wypatrzyli, więc dopiero po kocim przywołaniu do nas dotarli. Ale kupa gnoju im się nie spodobała, więc pojechali na szczęśliwie odnalezione, właściwe miejsce z czas w las. Było ono oczywiście źle oznaczone na stronie www. My zostałyśmy i choć noc i tak była bardzo s... światła w ciemnym lesie bym już nie wytrzymała.
(ja) - Dzień dobry, proszę normalny plus rower do Kościana na teraz. Płatność kartą.
(kasjerka) - Ale... przed chwilą nie było wolnych miejsc na ten pociąg, więc nie wiem.
(ja) - #(%@$^*%($#...???
(kasjerka) - Sprawdzę. O, jest. Dziwne.
(ja) - Uff..............
Wsiadłam, zajęłam swoje miejsce, wysłuchałam ryku małego dziecka siedzącego za mną (czy w tym pociągu nie ma przedziałów dla matek z dziećmi?!?) i po stosunkowo krótkim czasie wysiadłam w Kościanie. Tam czeka już na mnie Marzena, czyli Kot. Razem jedziemy w kierunku umówionego miejsca noclegu. Po drodze w sumie nic ciekawego, chwilami kropi, ale jedzie się całkiem miło.
Niestety nie wyrabiamy się przed zmierzchem, więc po ciemku i w towarzystwie deszczu skręcamy do lasu. Tam mijamy wielkie kamperowisko oświetlone lampami solarnymi - wygląda to kosmicznie! Gdy docieramy do punktu gdzie powinno być pole biwakowe ze strony czas w las, znajdujemy tylko... krzaki, niewyraźną ścieżkę i ... krzaki. Chwilę się zastanawiamy, czy tam zostać, czy poszukać lepszego miejsca. Już miałyśmy zostać, ale nagle z mroku lasu wyłania się światełko latarki (albo i 2?). Zamarłyśmy, wyłączyłyśmy nasze lampki, na co i tamte światło zgasło. Początkowo nie zdawałam sobie sprawy, że coś jest nie tak, ale szybko do mnie dotarło, że jesteśmy 2 dziewczynami w środku ciemnego lasu, do wioski kawałek, a te światło to może być... ktokolwiek. Zarządziłyśmy szybki odwrót do najbliższej miejscowości. Stres uderzył mi do głowy, więc w wiosce zaczęłam się zastanawiać, co dalej. Przecież w TEJ sytuacji na dziko to ja już NIE chcę i NIE zasnę. Ale wg mapy do kempingów kawałek (a i zamknięte zapewne), a agroturystyki szukać ok 22 to już słabo. Upewniwszy się, że nikt nas nie śledzi, wyjechałyśmy za wioskę. Tam znalazłyśmy liche krzaki, ale kawałek dalej było jeszcze COŚ. Duże, ciemne. Podjechałyśmy sprawdzić co to, a tam wielka, przykryta folią i oponami pryzma gnoju. Może być! Kto mądry pomyśli, że ktoś śpi przy gnoju :) Na szczęście były tam też krzaki, w których ukryłyśmy nasze namioty. Jeszcze wiadomość do reszty towarzystwa, gdzie jesteśmy i można 'iść spać'.
Reszta dotarła, w krzakach nas nawet nie wypatrzyli, więc dopiero po kocim przywołaniu do nas dotarli. Ale kupa gnoju im się nie spodobała, więc pojechali na szczęśliwie odnalezione, właściwe miejsce z czas w las. Było ono oczywiście źle oznaczone na stronie www. My zostałyśmy i choć noc i tak była bardzo s... światła w ciemnym lesie bym już nie wytrzymała.
Dane wycieczki:
Km: | 62.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek | Uczestnicy
stajnia i zakupy
Czwartek, 10 września 2015 | dodano:10.09.2015
Dane wycieczki:
Km: | 6.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |