nadwarciański lasek -> Poznań
Niedziela, 13 września 2015 | dodano:19.09.2015
Tym razem śpię jak zabita. Rano budzę się wypoczęta, mimo że budzik ustawiony był sporo później. Ale po co spać, jak można się przejść. Niestety po wyjściu z namiotu wita mnie mgła i chłód. Czyli jednak potrzebnie wiozłam puchową kurtkę.
Pomału reszta wyprawkowiczów budzi się ze snu i szykujemy śniadanie. Tym razem kuchenki działają już bez zarzutu, a my zrelaksowani pomału jemy, pakujemy się i robimy wspólne zdjęcia.
Gdy ruszamy, robi się już przyjemnie ciepło i słonecznie. Ostatni dzień to jazda do Poznania. Po drodze skręcamy w teren, by skrótem dojechać do wieży widokowej w Czamońcu.
Pod wieżą oczywiście popas. Dalej wyjazd terenem i już do końca dnia asfalty. Zajeżdżamy jeszcze do Rogalina obejrzeć pałac, który mijaliśmy na maratonie turystycznym. Wtedy trzeba było jechać i nie zatrzymywać się, więc nie było czasu. Wprawdzie ja się szybko odłączyłam od maratończyków, ale nawet nie wiedziałam o istnieniu Rogalińskiego pałacu.
Na koniec jeszcze trochę asfaltów, przebijanie się przez miasto, obiad w odkrytym przy okazji maratonu mlecznym barze i na dworzec. Pociągi mieliśmy wszyscy o 16 z kawałkiem, więc po kolei się żegnaliśmy i tym sposobem kolejna wyprawka dobiegła końca.
Fajnie było, oczywiście! A kto nie był ten trąba ;)
Pomału reszta wyprawkowiczów budzi się ze snu i szykujemy śniadanie. Tym razem kuchenki działają już bez zarzutu, a my zrelaksowani pomału jemy, pakujemy się i robimy wspólne zdjęcia.
Gdy ruszamy, robi się już przyjemnie ciepło i słonecznie. Ostatni dzień to jazda do Poznania. Po drodze skręcamy w teren, by skrótem dojechać do wieży widokowej w Czamońcu.
Pod wieżą oczywiście popas. Dalej wyjazd terenem i już do końca dnia asfalty. Zajeżdżamy jeszcze do Rogalina obejrzeć pałac, który mijaliśmy na maratonie turystycznym. Wtedy trzeba było jechać i nie zatrzymywać się, więc nie było czasu. Wprawdzie ja się szybko odłączyłam od maratończyków, ale nawet nie wiedziałam o istnieniu Rogalińskiego pałacu.
Na koniec jeszcze trochę asfaltów, przebijanie się przez miasto, obiad w odkrytym przy okazji maratonu mlecznym barze i na dworzec. Pociągi mieliśmy wszyscy o 16 z kawałkiem, więc po kolei się żegnaliśmy i tym sposobem kolejna wyprawka dobiegła końca.
Fajnie było, oczywiście! A kto nie był ten trąba ;)
Dane wycieczki:
Km: | 53.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek | Uczestnicy
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj