kupa gnoju -> nadwarciański lasek
Sobota, 12 września 2015 | dodano:19.09.2015
Noc minęła jak minęła... Budziki ustawiłyśmy na 6, by jak najszybciej powitać jasny dzień i dołączyć do reszty towarzystwa. Kupa gnoju na szczęście nie śmierdziała, ale przyciągała zwierzęta. Co chwilę więc przebudzałam się, a rano jak tylko wyszłam z namiotu, zobaczyłam stadko saren.
Zwijamy się szybko, a po drodze zastają nas przepiękne warunki oświetleniowe... Tu żałuję, że albo nie mam ze sobą lustrzanki albo nie jedzie z nami Turysta. Na szczęście aparat Marzeny daje radę i wychodzi coś takiego:
Kilka fot i chwilę później meldujemy się na właściwym polu biwakowym. Oczywiście w nocy byłyśmy blisko niego, ale nie na drodze biegnącej obok, przez co nie miałyśmy szans go odszukać. Towarzystwo budzi się pomału, a my bierzemy się za szykowanie śniadania. Kolacja była na zimno, więc śniadanie na ciepło. Rozpalam kuchenkę i... prawie sama się podpalam i powoduję wybuch i pożar. Tak to jest, jak stres nie zejdzie i się nie myśli. Kuchenka się osmaliła, ale udało się odciąć paliwo, więc las nie spłonął, ja również nie. Przygoda powoduje jednak zniechęcenie do gotowania, więc proszę pozostałych o podzielenie się wrzątkiem i wściekła i bezsilna jem znów na zimno. Ale po dłuższym czasie ochłonęłam i po raz kolejny, już na spokojnie rozpaliłam kuchenkę tak jak powinnam.
Pomału cała sześcioosobowa ekipa wstaje, niespiesznie jemy, pakujemy się i ruszamy. Ale nie na długo, bo trzeba uzupełnić zapasy w sklepie.
Cały dzień mija nam na pedałowaniu i postojach. Jak to na wyprawce. Większość czasu spędzamy na asfaltach, ale czasem zapuszczamy się też w lekki teren. Moje plecy nadal nie lubią terenu, więc po dawce tarki i szutru umieram. Z pomocą przychodzi Tereska i po krótkim instruktażu wbija mi łokieć w plecy.
Pomaga to na tyle, bym mogła spokojnie dalej jechać, ale nie na tyle, bym wytrzymała więcej terenu. Niestety. Snujemy się więc głównie asfaltami. Ale tu też nie jest źle.
W Śremie robimy jeszcze ostatni popas pod lidlem, zakupy i niektórzy - kawa na stacji. Nie można tam jednak rozpalać kuchenek, więc jedziemy na drugie pole biwakowe ze strony czas w las. I znów coś jest nie tak. Tym razem napotykamy na imprezę, albo i 2 jak nie więcej. Masa ludzi, auta, ogniska... Nie tego oczekiwaliśmy. Oddalamy się więc wzdłuż brzegu Warty i śpimy w uroczym lasku.
Zwijamy się szybko, a po drodze zastają nas przepiękne warunki oświetleniowe... Tu żałuję, że albo nie mam ze sobą lustrzanki albo nie jedzie z nami Turysta. Na szczęście aparat Marzeny daje radę i wychodzi coś takiego:
Kilka fot i chwilę później meldujemy się na właściwym polu biwakowym. Oczywiście w nocy byłyśmy blisko niego, ale nie na drodze biegnącej obok, przez co nie miałyśmy szans go odszukać. Towarzystwo budzi się pomału, a my bierzemy się za szykowanie śniadania. Kolacja była na zimno, więc śniadanie na ciepło. Rozpalam kuchenkę i... prawie sama się podpalam i powoduję wybuch i pożar. Tak to jest, jak stres nie zejdzie i się nie myśli. Kuchenka się osmaliła, ale udało się odciąć paliwo, więc las nie spłonął, ja również nie. Przygoda powoduje jednak zniechęcenie do gotowania, więc proszę pozostałych o podzielenie się wrzątkiem i wściekła i bezsilna jem znów na zimno. Ale po dłuższym czasie ochłonęłam i po raz kolejny, już na spokojnie rozpaliłam kuchenkę tak jak powinnam.
Pomału cała sześcioosobowa ekipa wstaje, niespiesznie jemy, pakujemy się i ruszamy. Ale nie na długo, bo trzeba uzupełnić zapasy w sklepie.
Cały dzień mija nam na pedałowaniu i postojach. Jak to na wyprawce. Większość czasu spędzamy na asfaltach, ale czasem zapuszczamy się też w lekki teren. Moje plecy nadal nie lubią terenu, więc po dawce tarki i szutru umieram. Z pomocą przychodzi Tereska i po krótkim instruktażu wbija mi łokieć w plecy.
Pomaga to na tyle, bym mogła spokojnie dalej jechać, ale nie na tyle, bym wytrzymała więcej terenu. Niestety. Snujemy się więc głównie asfaltami. Ale tu też nie jest źle.
W Śremie robimy jeszcze ostatni popas pod lidlem, zakupy i niektórzy - kawa na stacji. Nie można tam jednak rozpalać kuchenek, więc jedziemy na drugie pole biwakowe ze strony czas w las. I znów coś jest nie tak. Tym razem napotykamy na imprezę, albo i 2 jak nie więcej. Masa ludzi, auta, ogniska... Nie tego oczekiwaliśmy. Oddalamy się więc wzdłuż brzegu Warty i śpimy w uroczym lasku.
Dane wycieczki:
Km: | 95.80 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek | Uczestnicy
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj