port i port i Gdańsk Doc Film
Środa, 5 czerwca 2013 | dodano:05.06.2013
Dane wycieczki:
Km: | 45.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | biało-czerwona strzała miejska |
port
Piątek, 31 maja 2013 | dodano:31.05.2013
Dane wycieczki:
Km: | 18.50 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
Gdańsk -> Rogulewo -> Rumia -> Rez. Beka -> Rzucewo -> Puck -> Starzyński Dwór -> Mechowo -> Wejherowo
Czwartek, 30 maja 2013 | dodano:30.05.2013Kategoria pomorskie jednodniówki
Rano kolejny dzień z rzędu budzi mnie kot, więc mina nietęga i szukam wymówki, by nie jechać... Ale słońce, ciepło, a trasa i ciekawa i nie powinna być ciężka, więc jakoś się mobilizuję. Tuż po wyjeździe orientuję się, że nie mam narzędzi i dętki, ale stwierdzam, że to za słaby powód, by zawrócić, więc kieruję się w stronę łagodnego Reja. W TPK po raz pierwszy jadę na sztywniaku i cienkich oponach po piachu, kamieniach i stromiznach i stwierdzam, że to zupełnie nie to na ten zestaw. Na szczęście pomału się przedostaję do Starochwarznieńskiej, a tam już dobry, ubity szuterek i można nabrać prędkości. Lekko spóźniona docieram i z grupą ruszamy dalej na wycieczkę. Najpierw przez opłotki Gdyni, Rogulewo, asfalt, płyty, ... BRUK. No nic. Jakoś się przejechało. Dalej Rumia (gmina! :P) i wyjeżdżamy w kierunku Zatoki Puckiej i Rezerwatu Beka. Tu spotykamy dziesiątki rowerzystów. Wolne, świetna pogoda, dobre trasy...
Mijamy rezerwat Beka, przy którym jest kilka tablic informacyjnych. Dość ciekawie napisane.
Przejeżdżamy przez Osłanino i w Rzucewie oglądamy zamek.
Następnie napotykamy 'zabytkowe' chatę, paleniska, piwnicę, szałas i inne atrakcje, ale są dla mnie zbyt sterylne, więc wyglądają sztucznie...
Kierujemy się więc na Puck krawędzią klifu, czyli przyjemnym singlem. Niekiedy trzeba zejść z roweru, ale trasa wynagradza trudy.
Przez Puck przejeżdżamy dość szybko - wszyscy tam już byliśmy. Kierujemy się następnie na trasę Swarzewo - Krokowa, gdzie w Łebczu rozdzielamy się.
Na koniec wycieczki kieruję się na Mechowo, Darzlubie i Wejherowo, ale nic nie zwiedzam, tylko jadę. Odczuwam jeszcze zmęczenie po Kaszebe Rundzie, więc marzę już tylko o powrocie do domu.
Pełna galeria
Mijamy rezerwat Beka, przy którym jest kilka tablic informacyjnych. Dość ciekawie napisane.
Przejeżdżamy przez Osłanino i w Rzucewie oglądamy zamek.
Następnie napotykamy 'zabytkowe' chatę, paleniska, piwnicę, szałas i inne atrakcje, ale są dla mnie zbyt sterylne, więc wyglądają sztucznie...
Kierujemy się więc na Puck krawędzią klifu, czyli przyjemnym singlem. Niekiedy trzeba zejść z roweru, ale trasa wynagradza trudy.
Przez Puck przejeżdżamy dość szybko - wszyscy tam już byliśmy. Kierujemy się następnie na trasę Swarzewo - Krokowa, gdzie w Łebczu rozdzielamy się.
Na koniec wycieczki kieruję się na Mechowo, Darzlubie i Wejherowo, ale nic nie zwiedzam, tylko jadę. Odczuwam jeszcze zmęczenie po Kaszebe Rundzie, więc marzę już tylko o powrocie do domu.
Pełna galeria
Dane wycieczki:
Km: | 97.28 | Czas: | 05:53 | km/h: | 16.53 | ||||
Pr. maks.: | 45.80 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek | Uczestnicy
port
Środa, 29 maja 2013 | dodano:30.05.2013
Dane wycieczki:
Km: | 18.50 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
Kościerzyna - Gdańsk (bo pociąg nie jeździ :( )
Poniedziałek, 27 maja 2013 | dodano:27.05.2013
Linia kolejowa w remoncie, więc powrót z Kaszebe Rundy na kołach... Bolało to i owo, chęci do jazdy brak jak nigdy, ale jakoś do domu dostać się trzeba. Po drodze trochę idiotów śpieszących się, jeden wyrzucający pudło po pizzy z kabrioletu, masa dziur i trochę podjazdów, głównie tych mniejszych, aczkolwiek męczących.
Dane wycieczki:
Km: | 81.81 | Czas: | 04:44 | km/h: | 17.28 | ||||
Pr. maks.: | 45.60 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
Kaszebe runda
Pobudka o 5:30... więc moje pierwsze słowa wyrażały delikatne niezadowolenie z tak wczesnej pory, pomysłu jechania 220km, zimna i deszczu oraz innych atrakcji. Wstałam. Lekkie śniadanie, bo organizm nieprzyzwyczajony w 'środku' nocy jeść, pakowanie niezbędnych rzeczy i ruszyliśmy z Olem do Kościerzyny. Tam pod biurem kręciło się niemrawo kilka osób, ktoś udzielał wywiadu, ktoś ściągał co chwilę rowery z aut, inni rozstawiali balony i inne rzeczy, a mi się udzieliła 'trema' przedstartowa ;)
Mieliśmy ruszyć o 7:25, ale organizatorzy chyba nieco zaspali, bo dopiero ok 7:33 puścili nas z pierwszym peletonem na trasę. Przez Kościerzynę jechaliśmy niemal jedną grupą, prowadzeni przez policję. Dalej spuściliśmy nieco z tempa, by się nie zmęczyć zanadto na wstępie. Obawiałam się nieco podjazdu, który wydawało mi się, że jest tuż za miastem, ale na szczęście nie był zbyt zauważalny, więc utrzymałam tempo. Jechaliśmy w około 5-osobowym składzie, cały czas utrzymując prędkości ok 25-26km/h. Nie mogłam w to uwierzyć, sił miałam, by jechać nawet i mocniej, ale wiedziałam, że trzeba się oszczędzać na później, więc spokojnie sobie pedałowałam.
Pierwszy bufet był w Borsku.
Jajecznica, naleśniki, ryba wędzona, chleb ze smalcem, ogórki, ciasto...
Nie wiedziałam za co się złapać! Ale czas gonił, więc by nie przedłużać wybrałam rybę. Najedliśmy się nieco, napiliśmy się i już w dwuosobowym składzie ruszyliśmy z Olem na trasę. Tuż za bufetem spotkaliśmy pająka łatającego dętkę... A chciał być szybszy... Trasa maratonu prowadzi głównie bocznymi, niestety w większości mocno dziurawymi asfaltami, przez co co chwilę napotykaliśmy kogoś zmieniającego dętkę. Do drugiego punktu dotarliśmy sprawnie, nadal utrzymując wysoką średnią. Tu znów był chleb ze smalcem. Wybrałam cisto - pyszne, domowe. Do tego woda z miodem i cytryną - rewelacja.
Na postojach szybko robiło się zimno, więc nie dało się zbyt długo stać w miejscu. Niestety pierwsze kilometry za bufetami też odczuwałam mocno chłód. Wyjątkowo więc czekałam na podjazdy, by się szybciej rozgrzać.
Od Swornychgaci przycisnęliśmy trochę mocniej, by zdążyć przejechać przez most z Małychswornychgaciach. O 12 jest on zamykany dla ruchu kołowego i pieszego, by otworzyć drogę wodną. Trwa to około 20 minut, więc byłaby to spora strata czasowa. Na szczęście zdążyliśmy. Przy drodze prowadzącej przez Małeswornegacie do Charzykowych powstaje droga dla rowerów. Dziwi mnie to, bo nie jest to szosa o dużym natężeniu ruchu, a częściowo prowadzi przez Park Narodowy Borów Tucholskich. Oczywiście nawierzchnia z kostki i spore górki - z sakwami, czy też na rowerze szosowym nie będzie to przyjemna droga.
Kolejny punkt jest zbawieniem. Od pewnego czasu braknie nam nieco sił, chce się jeść. Zostajemy ugoszczeni żurkiem i mamy możliwość ogrzać się, więc nieco się rozleniwiamy, choć nie tak, jak niektórzy ;)
Tu mija nam już ponad 100km, a nadal mamy średnią w okolicach 25km/h! Niedowierzam!
Za Charzykowymi wiatr zaczyna nam pomagać, ale nogi czują już kilometry w nogach, więc czas zyskany na płaskich prostych, tracimy na podjazdach. Ta część trasy funduje nam dwie solidniejsze górki. Pierwsza prowadzi przez las, więc zdawałoby się, że powinna być w ciszy, a dziwnym zbiegiem okoliczności wieje tam mocno i to nie pomaga. Wspinamy się więc mozolnie, po czym delektujemy się bardziej płaskimi odcinkami. Bufety są tu nieco słabsze, tylko drożdżówki i banany, ale mi to zupełnie wystarcza. Druga z solidniejszych górek dostarcza wielu wrażeń widokowych, co skutecznie rekompensuje włożony trud.
Do końca nie mamy już szczęścia do bufetów - niektóre był po prostu słabo przygotowane, przez inne przewinęły się już setki osób, więc niewiele co zostało. Jedziemy jeszcze przez nieznane mi tereny na północny zachód od Kościerzyny, by w końcu skręcić na południe, czyli znów pod wiatr. Wieczorem jest on już wyraźnie słabszy, więc turlamy się spokojnie do mety. Wyprzedzam jeszcze na deser Ola i meldujemy się po medale. Chwilę odpoczywamy, konsumując makaron i czas wrócić do namiotu.
Z jednej strony czułam, że mogłabym jeszcze trochę przejechać. Z drugiej, gdy poszłam nieco się umyć i nie wzięłam ręcznika odebrało mi nieco rozum ;) Postanowiłam nie wracać i wytrzeć się koszulką, ale wsadziłam ową koszulkę pod prysznic - nie wiem po co ;)
Fakt faktem, że zabawę miałam przednią. Forma maratonu przypadła mi do gustu. Była mobilizująca nutka rywalizacji, ale też czułam, że nie ma za dużo zbędnej napinki. Udało się. Do poranka przed startem miałam wątpliwości, czy ukończę ten dystans. Tydzień wcześniej wykończyłam się dojazdem na zlot forumowy, przy okazji uszkadzając sobie plecy. Tuż przed Kaszebe Rundą zmieniłam widelec. Szaleństwo? Może i tak, ale jestem z tego wielce zadowolona.
Mieliśmy ruszyć o 7:25, ale organizatorzy chyba nieco zaspali, bo dopiero ok 7:33 puścili nas z pierwszym peletonem na trasę. Przez Kościerzynę jechaliśmy niemal jedną grupą, prowadzeni przez policję. Dalej spuściliśmy nieco z tempa, by się nie zmęczyć zanadto na wstępie. Obawiałam się nieco podjazdu, który wydawało mi się, że jest tuż za miastem, ale na szczęście nie był zbyt zauważalny, więc utrzymałam tempo. Jechaliśmy w około 5-osobowym składzie, cały czas utrzymując prędkości ok 25-26km/h. Nie mogłam w to uwierzyć, sił miałam, by jechać nawet i mocniej, ale wiedziałam, że trzeba się oszczędzać na później, więc spokojnie sobie pedałowałam.
Pierwszy bufet był w Borsku.
Jajecznica, naleśniki, ryba wędzona, chleb ze smalcem, ogórki, ciasto...
Nie wiedziałam za co się złapać! Ale czas gonił, więc by nie przedłużać wybrałam rybę. Najedliśmy się nieco, napiliśmy się i już w dwuosobowym składzie ruszyliśmy z Olem na trasę. Tuż za bufetem spotkaliśmy pająka łatającego dętkę... A chciał być szybszy... Trasa maratonu prowadzi głównie bocznymi, niestety w większości mocno dziurawymi asfaltami, przez co co chwilę napotykaliśmy kogoś zmieniającego dętkę. Do drugiego punktu dotarliśmy sprawnie, nadal utrzymując wysoką średnią. Tu znów był chleb ze smalcem. Wybrałam cisto - pyszne, domowe. Do tego woda z miodem i cytryną - rewelacja.
Na postojach szybko robiło się zimno, więc nie dało się zbyt długo stać w miejscu. Niestety pierwsze kilometry za bufetami też odczuwałam mocno chłód. Wyjątkowo więc czekałam na podjazdy, by się szybciej rozgrzać.
Od Swornychgaci przycisnęliśmy trochę mocniej, by zdążyć przejechać przez most z Małychswornychgaciach. O 12 jest on zamykany dla ruchu kołowego i pieszego, by otworzyć drogę wodną. Trwa to około 20 minut, więc byłaby to spora strata czasowa. Na szczęście zdążyliśmy. Przy drodze prowadzącej przez Małeswornegacie do Charzykowych powstaje droga dla rowerów. Dziwi mnie to, bo nie jest to szosa o dużym natężeniu ruchu, a częściowo prowadzi przez Park Narodowy Borów Tucholskich. Oczywiście nawierzchnia z kostki i spore górki - z sakwami, czy też na rowerze szosowym nie będzie to przyjemna droga.
Kolejny punkt jest zbawieniem. Od pewnego czasu braknie nam nieco sił, chce się jeść. Zostajemy ugoszczeni żurkiem i mamy możliwość ogrzać się, więc nieco się rozleniwiamy, choć nie tak, jak niektórzy ;)
Tu mija nam już ponad 100km, a nadal mamy średnią w okolicach 25km/h! Niedowierzam!
Za Charzykowymi wiatr zaczyna nam pomagać, ale nogi czują już kilometry w nogach, więc czas zyskany na płaskich prostych, tracimy na podjazdach. Ta część trasy funduje nam dwie solidniejsze górki. Pierwsza prowadzi przez las, więc zdawałoby się, że powinna być w ciszy, a dziwnym zbiegiem okoliczności wieje tam mocno i to nie pomaga. Wspinamy się więc mozolnie, po czym delektujemy się bardziej płaskimi odcinkami. Bufety są tu nieco słabsze, tylko drożdżówki i banany, ale mi to zupełnie wystarcza. Druga z solidniejszych górek dostarcza wielu wrażeń widokowych, co skutecznie rekompensuje włożony trud.
Do końca nie mamy już szczęścia do bufetów - niektóre był po prostu słabo przygotowane, przez inne przewinęły się już setki osób, więc niewiele co zostało. Jedziemy jeszcze przez nieznane mi tereny na północny zachód od Kościerzyny, by w końcu skręcić na południe, czyli znów pod wiatr. Wieczorem jest on już wyraźnie słabszy, więc turlamy się spokojnie do mety. Wyprzedzam jeszcze na deser Ola i meldujemy się po medale. Chwilę odpoczywamy, konsumując makaron i czas wrócić do namiotu.
Z jednej strony czułam, że mogłabym jeszcze trochę przejechać. Z drugiej, gdy poszłam nieco się umyć i nie wzięłam ręcznika odebrało mi nieco rozum ;) Postanowiłam nie wracać i wytrzeć się koszulką, ale wsadziłam ową koszulkę pod prysznic - nie wiem po co ;)
Fakt faktem, że zabawę miałam przednią. Forma maratonu przypadła mi do gustu. Była mobilizująca nutka rywalizacji, ale też czułam, że nie ma za dużo zbędnej napinki. Udało się. Do poranka przed startem miałam wątpliwości, czy ukończę ten dystans. Tydzień wcześniej wykończyłam się dojazdem na zlot forumowy, przy okazji uszkadzając sobie plecy. Tuż przed Kaszebe Rundą zmieniłam widelec. Szaleństwo? Może i tak, ale jestem z tego wielce zadowolona.
Dane wycieczki:
Km: | 232.00 | Czas: | 10:00 | km/h: | 23.20 | ||||
Pr. maks.: | 47.60 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek | Uczestnicy
Gdańsk -> Barniewice -> Żukowo -> Kartuzy -> Grabowo -> Kościerzyna
Sobota, 25 maja 2013 | dodano:27.05.2013
Dane wycieczki:
Km: | 88.00 | Czas: | 04:56 | km/h: | 17.84 | ||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
port
Piątek, 24 maja 2013 | dodano:27.05.2013
Dane wycieczki:
Km: | 18.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
seriws i port
Czwartek, 23 maja 2013 | dodano:27.05.2013
Dane wycieczki:
Km: | 33.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
serwis i port
Środa, 22 maja 2013 | dodano:22.05.2013
Dane wycieczki:
Km: | 25.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | biało-czerwona strzała miejska |