Buczyniec - Dzierzgoń - Malbork - Tczew - Gdańsk
Niedziela, 28 kwietnia 2013 | dodano:29.04.2013
Od rana plan był taki, by wyruszyć w kierunku powrotnym, ale bez ściśle określonego, dokąd jedziemy. Najpierw przebijaliśmy się przez jakże dziurawe asfalty dróg w większości wojewódzkich przez Dziśnity (wcześniej oglądałam tam dwór, więc tym razem bez przystanku), Rychliki (standardowy popas pod sklepem), Kwietniewo i dalej po Dzierzgoń. Ruch znikomy, ale przy tak okropnej nawierzchni nic dziwnego. Gorzej, że i nogi nie chciały współpracować, więc jechało się dość słabo.
W Dzierzgoniu zaintrygowana tablicą informującą o szlaku zamków gotyckich, proponuję postój. Wdrapuję się na wzgórze zamkowe, a tam ruiny, plac zabaw, miejsce na grilla, stoły do gier planszowych i amfiteatr. Zamek położenie miał tam wspaniałe. Wzgórze jest najwyższym punktem w okolicy, całe miasto z niego widać.
Dalej ruszamy kolejną drogą wojewódzką w kierunku Malborka. Tu już nawierzchnia w zdecydowanie lepszym stanie, więc i ruch się wzmaga. Ale momentami jedzie się całkiem nieźle. W większości jednak marudzę a to że wszystko boli, a to że wolno się jedzie i niefajnie, a to że kondycji brak... Sama z sobą bym nie wytrzymała, więc szacun, że Olo wytrzymał.
W Malborku nachodzi mnie okropna i niewytłumaczalna chęć na McDonalda... Ale 'miły' pan ochroniarz nie pozwolił nam postawić rowerów obok stolika (na zewnątrz oczywiście), więc szybko ewakuujemy się dalej i obiad konsumujemy w barze pod chmurką pod murami zamku.
Tu zastanawiamy się, co dalej... Olo sprawdza pociągi, ja liczę, ile km zostało do Tczewa i do Gdańska. Niestety na wyjeździe z Malborka dostajemy wstrętny wmordewind. Morale spada, znów nie chce mi się, marudzę, choć chyba już bardziej pod nosem. Ale po jakimś czasie skręcamy i - w końcu! wiatr zaczął pomagać. Do Wisły dojeżdżamy więc błyskawicznie, a głód kilometrów mi w końcu rośnie. Ale jednocześnie rozbolały mnie mięśnie uda, więc na zabytkowych mostach usiłuję się rozciągać, by się nie uszkodzić.
W Tczewie siadamy na bulwarze, gdzie swoją drogą podoba mi się zagospodarowanie terenu. Od placów zabaw, przez ławki i ścieżki dla pieszych i rowerów po różne rampy dla spragnionych ewolucji np na rolkach. Wszystko przy brzegu Wisły, przy zabytkowych mostach. Spoglądamy tam na mapę i proponuję, abyśmy pojechali kawałek w kierunku Gdańska zobaczyć, czy znów wiatr da nam w kość. W końcu do pociągu jeszcze sporo czasu, więc spokojnie zdążylibyśmy wrócić. Ale jechało się na tyle dobrze, że pognaliśmy na północ. Rozciąganie uda przyniosło efekt, a na liczniku pokazywała się zwykle 20. Olo większość czasu mnie holował, dzięki czemu jechało się lekko i przyjemnie. Tym samym dojechaliśmy do Gdańska, a mi pękła pierwsza setka w tym roku. A nawet 131 i to z sakwami, choć dość lekkimi.
Album z całego wypadu
W Dzierzgoniu zaintrygowana tablicą informującą o szlaku zamków gotyckich, proponuję postój. Wdrapuję się na wzgórze zamkowe, a tam ruiny, plac zabaw, miejsce na grilla, stoły do gier planszowych i amfiteatr. Zamek położenie miał tam wspaniałe. Wzgórze jest najwyższym punktem w okolicy, całe miasto z niego widać.
Dalej ruszamy kolejną drogą wojewódzką w kierunku Malborka. Tu już nawierzchnia w zdecydowanie lepszym stanie, więc i ruch się wzmaga. Ale momentami jedzie się całkiem nieźle. W większości jednak marudzę a to że wszystko boli, a to że wolno się jedzie i niefajnie, a to że kondycji brak... Sama z sobą bym nie wytrzymała, więc szacun, że Olo wytrzymał.
W Malborku nachodzi mnie okropna i niewytłumaczalna chęć na McDonalda... Ale 'miły' pan ochroniarz nie pozwolił nam postawić rowerów obok stolika (na zewnątrz oczywiście), więc szybko ewakuujemy się dalej i obiad konsumujemy w barze pod chmurką pod murami zamku.
Tu zastanawiamy się, co dalej... Olo sprawdza pociągi, ja liczę, ile km zostało do Tczewa i do Gdańska. Niestety na wyjeździe z Malborka dostajemy wstrętny wmordewind. Morale spada, znów nie chce mi się, marudzę, choć chyba już bardziej pod nosem. Ale po jakimś czasie skręcamy i - w końcu! wiatr zaczął pomagać. Do Wisły dojeżdżamy więc błyskawicznie, a głód kilometrów mi w końcu rośnie. Ale jednocześnie rozbolały mnie mięśnie uda, więc na zabytkowych mostach usiłuję się rozciągać, by się nie uszkodzić.
W Tczewie siadamy na bulwarze, gdzie swoją drogą podoba mi się zagospodarowanie terenu. Od placów zabaw, przez ławki i ścieżki dla pieszych i rowerów po różne rampy dla spragnionych ewolucji np na rolkach. Wszystko przy brzegu Wisły, przy zabytkowych mostach. Spoglądamy tam na mapę i proponuję, abyśmy pojechali kawałek w kierunku Gdańska zobaczyć, czy znów wiatr da nam w kość. W końcu do pociągu jeszcze sporo czasu, więc spokojnie zdążylibyśmy wrócić. Ale jechało się na tyle dobrze, że pognaliśmy na północ. Rozciąganie uda przyniosło efekt, a na liczniku pokazywała się zwykle 20. Olo większość czasu mnie holował, dzięki czemu jechało się lekko i przyjemnie. Tym samym dojechaliśmy do Gdańska, a mi pękła pierwsza setka w tym roku. A nawet 131 i to z sakwami, choć dość lekkimi.
Album z całego wypadu
Dane wycieczki:
Km: | 131.00 | Czas: | 07:15 | km/h: | 18.07 | ||||
Pr. maks.: | 43.20 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek | Uczestnicy
Komentarze
ps. zbulwersowałem się. Następnym razem idźcie porozmawiać z kierownikiem Restauracji Innej Niż Wszystkie i niech on/ona podejmie wybór czy stracić klienta czy pozwolić oprzeć rower.
giovanni - 19:34 wtorek, 7 maja 2013 | linkuj
Ja w tym Macu śniadałem już kilka razy i nigdy nie spotkałem Pana Ochroniarza. Raz nawet, w Nowym Dworze Gdańskim wprowadziłem szosę do środka.
giovanni - 19:28 wtorek, 7 maja 2013 | linkuj
trzeba oddać, że mimo wszystko ochroniarz przynajmniej nie był opryskliwy a po prostu prosił o ustawienie rowerów gdzie indziej, ale i tak zniechęcił do postoju w tym miejscu ;-)
z marudzeniem na trasie nie było problemów, przydałoby się tylko więcej uśmiechu ;-) ;-) olo - 00:56 wtorek, 30 kwietnia 2013 | linkuj
z marudzeniem na trasie nie było problemów, przydałoby się tylko więcej uśmiechu ;-) ;-) olo - 00:56 wtorek, 30 kwietnia 2013 | linkuj
Jestem w szoku, że ochroniarz z Mc''Donald zabronił postawienia roweru obok stolika - absurd jakiś - my zawsze tam stawiamy rowery kiedy przystajemy na kawę... Cieszę się, że podobał się Tobie nasz tczewski bulwar... Pozdrawiam
Nefre - 19:42 poniedziałek, 29 kwietnia 2013 | linkuj
Komentuj