Informacje

  • Przejechane kilometry: 26402.23 km
  • Czas na rowerze: 30d 18h 43m
  • Prędkość średnia: 16.64 km/h
  • Więcej informacji.
baton rowerowy bikestats.pl

Moje rowery

Szukaj

Znajomi

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy magdullah.bikestats.pl

Archiwum

Linki

Flag Counter

Nad jez. Głębokie

Sobota, 16 kwietnia 2016 | dodano:23.04.2016
Pogoda od rana bajeczna. Na początek humor nieco zepsuła baba w SKMce na linii PKM. Pociąg puściutki, a ta nie wpuszczała rowerzystów, bo miejsca na wieszakach pozajmowane i nie wolno więcej. No litości... W Kartuzach wsiedliśmy na rowery i od początku jechało się całkiem dobrze. Olo mnie podpuścił i siadłam na koło szosowcom nawet ;) I się nie zasapałam jakoś szczególnie mocno! Szybko stajemy na lekki popas, bo przyzwyczajona do porannych posiłków robię się głodna. 

Jedziemy znanymi mi sprzed paru już lat drogami, między innymi przez Mirachowo - te okolice są chyba jednymi z piękniejszych w naszym rejonie.

Po drodze łapiemy jednego łatwego kesza. Szkoda że nie więcej... 

Niestety zapowiadane chmury zbierają się coraz mocniej i w pewnym momencie zaczyna kropić. Zarządzam szybki postój na ubranie się w ciuchy przeciwdeszczowe i gdy zakładam spodnie, zaczyna równo lać i okrutnie wiać. Jazda w taką pogodę nie należy do przyjemności, szczególnie że widziałam kilka grudek gradu i momentalnie zrobiło się zimno. Chowamy się więc w wiacie przystankowej i przeczekujemy najgorsze... Do końca jedziemy już po mokrym asfalcie, chwilami kropi, ale już nie leje. Umówiliśmy się na nocleg nad jeziorem Głębokim. Miał tam być drewniany wigwam i pole biwakowe kajakarzy. Na miejscu stwierdzamy, że nas oszukali, bo wigwamu nie ma :( Jest za to kilka osób, pali się ognisko, są wiaty i ogólnie jest bardzo ładnie.

Chwilę później zaczyna znów mocniej padać, więc towarzystwo się zbiera i zostajemy sami z rozpalonym ogniskiem i całym terenem do dyspozycji :) 

Na zmianę więc jemy, latam szukać drewna na ognisko, myć ręce w jeziorze i (mimo deszczu) suszyć dłonie przy ognisku. Ogień zwabił kajakarzy, ale stwierdzili że godz 17(18?) to jeszcze zbyt wcześnie by się zatrzymywać i popłynęli dalej. Na kolację robimy makaron ze szpinakiem i tofu, a gdy dojeżdżają yoshki, siedzimy przy ognisku przy czystym już i rozgwieżdżonym niebie i cieszymy się wypadem. 

Dość szybko padamy, przyzwyczajenie do wczesnego chodzenia spać robi jednak swoje. Do tego doszło zmęczenie, bo wykręciłam najwięcej kilometrów jednego dnia od... września jeśli dobrze pamiętam. Dane wycieczki:
Km:77.70 Czas:km/h:
Pr. maks.:0.00Temperatura: Podjazdy:mRower:Czarnuszek

Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa malud
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]


Blogi rowerowe na www.bikestats.pl