Biskupice Wielkopolskie -> Kórnik
Piątek, 31 lipca 2015 | dodano:02.08.2015
Nareszcie coś na kształt wyprawki! Udało mi się zgrać wolne, towarzystwo się zbiera, trzeba jechać. Zaopatrzyłam czarnuszka w sakwy i wsiadłam w pociąg z nadzieją, że jak wysiądę to będzie nieco cieplej. Miałam również nadzieję na wyspanie się po drodze, ale sporo ludzi, wstrętni palacze i mili rowerzyści nieco mi pokrzyżowali plany. Przesiadka w Bydgoszczy - ZIMNO!!! Zamarzłam totalnie, aż mi skostniały wszystkie palce... Na szczęście im dalej na zachód, tym słoneczniej i cieplej się robiło. Drugi pociąg - tym razem miłe rowerzystki. Obie zainteresowane jeżdżeniem z sakwami, obie zaproszone na forum. Zastanawiałam się całą drogę, gdzie wysiąść, ale padło w końcu na Biskupice, by nie dokładać drogi pod wiatr i mieć siły na dzień następny. Tak też zrobiłam, po czym chyba z 15 minut spędziłam stojąc na przejeździe kolejowym i czekając aż przejedzie najpierw jeden pociąg, potem drugi, a potem jeszcze i trzeci... Rogatki się podniosły, przepuściłam blachosmrody i w końcu w drogę! Czarnuszek ładnie pomykał, pomagał. Zapomniałam biedakowi przedni hamulec wyregulować, więc biedak piszczał. Napotkałam po drodze źródełko, ale wody zakazali tam pić i tylko jakieś święte miejsce z tego zrobili.
Drugi przejazd kolejowy i postój - znów coś jedzie... Głód zaczął doskwierać, więc zaliczyłam postój przy sklepie - cudowna wiata przystankowa, chroniąca przed wściekłym wiatrem. Wciągnęłam co się dało i dalej, bo już niedaleko. Po drodze napotkałam nieco szutru i straszny podjazd ;)
Wiadukt prowadził nad autostradą - koszmarek jaki ruch tam.
Trzeci przejazd kolejowy i dla odmiany postój. Nic nowego. Za to stojąc tam wymyśliłam, że pojadę nieco naokoło, ale mniej ruchliwą drogą. Tak też zrobiłam, po czym po raz czwarty stałam na przejeździe kolejowym. Szybki zjazd do Kórnika i znów głód. Kuchenki nie brałam, więc zajrzałam do pierwszej z brzegu knajpy z pytaniem, czy z rowerem można. - nie bardzo... Nie, to nie - wszystkie miejsca wolne, ale widać wolą pustki a nie klientów ;)
Zajechałam zatem do bazy (OSIR Kórnik), gdzie szczęśliwie nie byłam pierwsza. Później jeszcze zakupy, wizyta w tym samym barze co wcześniej (rowery zostały jednak na zewnątrz, a jedzenie było średnie).
Wieczorem ognisko i spać :) W namiociku :D
Drugi przejazd kolejowy i postój - znów coś jedzie... Głód zaczął doskwierać, więc zaliczyłam postój przy sklepie - cudowna wiata przystankowa, chroniąca przed wściekłym wiatrem. Wciągnęłam co się dało i dalej, bo już niedaleko. Po drodze napotkałam nieco szutru i straszny podjazd ;)
Wiadukt prowadził nad autostradą - koszmarek jaki ruch tam.
Trzeci przejazd kolejowy i dla odmiany postój. Nic nowego. Za to stojąc tam wymyśliłam, że pojadę nieco naokoło, ale mniej ruchliwą drogą. Tak też zrobiłam, po czym po raz czwarty stałam na przejeździe kolejowym. Szybki zjazd do Kórnika i znów głód. Kuchenki nie brałam, więc zajrzałam do pierwszej z brzegu knajpy z pytaniem, czy z rowerem można. - nie bardzo... Nie, to nie - wszystkie miejsca wolne, ale widać wolą pustki a nie klientów ;)
Zajechałam zatem do bazy (OSIR Kórnik), gdzie szczęśliwie nie byłam pierwsza. Później jeszcze zakupy, wizyta w tym samym barze co wcześniej (rowery zostały jednak na zewnątrz, a jedzenie było średnie).
Wieczorem ognisko i spać :) W namiociku :D
Dane wycieczki:
Km: | 43.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj