Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2016
Dystans całkowity: | 612.47 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | b.d. |
Średnia prędkość: | b.d. |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 23.56 km |
Więcej statystyk |
las
Wtorek, 7 czerwca 2016 | dodano:12.06.2016
Dane wycieczki:
Km: | 18.40 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
las
Poniedziałek, 6 czerwca 2016 | dodano:06.06.2016
Dane wycieczki:
Km: | 24.75 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
Lębork-Gdańsk
Sobota, 4 czerwca 2016 | dodano:05.06.2016Kategoria Kaszuby, pomorskie jednodniówki
W końcu udało mi się zebrać w sobie i ruszyć na jednodniówkę. Wybrałam znane mi sprzed ok 3 lat asfalty i drogi leśne, by zajrzeć w parę ulubionych a dawno nieodwiedzanych miejsc. Ruszam rano, o 7 czekam już na skm-kę. W Lęborku ląduję o 9 i niezwłocznie ruszam w kierunku lasu, bo od 1,5 godziny pęcherz domaga się opróżnienia ;) Las jest piękny! masa jagód, stare drzewa.
Dalej jadę już spokojniej, jestem umówiona z Asią w Linii, więc bez zatrzymywania już podążam wyznaczoną trasą. W Linii okazuje się, że Asia się trochę pogubiła i ma jeszcze trochę kilometrów, więc zatrzymuję się w słońcu na 2 śniadanie i loda. Jem pomału, a gdy zaczynam zbierać graty, akurat dojeżdża Asia :) Ona też zgłodniała, więc czekam jeszcze chwilę aż coś przekąsi i ruszamy w drogę.
Od początku towarzyszą nam pagórki, więc lekko nie jest. Pogoda za to idealna - słońce, lekko powyżej 20 stopni i nieco chłodzący wiatr. Szkoda tylko że przez większość trasy wieje nam w twarz. Jedziemy przez Kamienicę Królewską, po czym skręcamy zgodnie ze szlakiem czerwonym w drogę szutrową. Nieprzyjemna nawierzchnia, bo trzęsie, kamienie uskakują spod kół i co chwilę pojawia się tarka. Ale po drodze odwiedzamy pierwsze z moich ulubionych miejsc, czyli wąwozik wyrzeźbiony przez wyschniętą już rzeczkę. Niestety zdjęcia ani trochę nie oddają klimatu tego miejsca... a już szczególnie robione moją mydelniczką ;)
Kolejny obowiązkowy punkt programu to jezioro turzycowe położone w środku lasu. Fantastyczne miejsce. Ulegamy pokusie i leżakujemy chwilę na pomoście... Cisza, spokój, brak komarów(!).
Ale jeszcze sporo kilometrów przed nami, więc się zbieramy i ruszamy. Za chwilę jednak znów robimy postój i to pod dachem, na ganku sali bankietowej... łapie nas deszcz, więc decydujemy się przeczekać. Słusznie, bo lało krótko, ale 'treściwie'.
Gdy tylko przestaje padać, zbieramy się w dalszą drogę. Deszcz ochłodził powietrze, spod kół zarówno naszych jak i mijających nas samochodów leci woda, więc szybko marzniemy. Na szczęście miałam wiatrówkę, ale Asia nic nie wzięła... Zaliczamy zjazd z przepięknym widokiem na jezioro Bąckie (znów zdjęcie ani trochę tego nie oddaje) i chwilę później napotykamy zupełnie suchy asfalt.
Szybko się rozgrzewamy, bo słońce znów grzeje i kierujemy się na Kożyczkowo. W lesie prace przy wycince drzew, więc większość drogi rozjeżdżona i zniszczona przez ciężkie pojazdy.
Przebijamy się bezproblemowo i chwilę później meldujemy się na serpentynach, na których parę lat temu zaliczyłam piękny szlif. Doskonale pamiętam, że na zakrętach było wtedy trochę piasku, więc jadę bardzo wolno i ostrożnie. Tym razem piasku i kamieni jest znacznie więcej i to nie tylko na zakrętach. Dłuższa prosta biegnąca łagodnie w dół bardzo kusi, by się rozpędzić, ale pilnuję się i jadę pomału. Tym razem udaje się bez kraksy ;) W Kożyczkowie robimy postój na lody. Przy okazji zauważam plakat reklamujący imprezę w Chmielnie. Miały być pokazy strażaków i wojska, grochówka i stoiska regionalne. Ostatnia pozycja nas kusi, więc decydujemy się na drobną zmianę trasy i ruszamy w kierunku Chmielna. Jedziemy nieistniejącą na mapie drogą, a co ciekawe na mapie jest w tym miejscu szlak rowerowy, którego z kolei nie ma w terenie. Na festynie znajdujemy tylko to:
Więc szybko się ewakuujemy zgodnie stwierdzając, że więcej się nie skusimy na zapowiedzi stoisk regionalnych. Lądujemy za to nad jeziorem i po raz kolejny urządzamy odpoczynek, mocząc nogi w jeziorze. Ponieważ równolegle, tylko na południu kraju leci maraton podróżnika, ustalamy że robimy solidne odpoczynki, by wyręczyć w tej kwestii maratończyków. Oni nie mogą sobie pozwolić na takie atrakcje, więc my za nich je zaliczamy ;)
Dalej wracamy już na trasę, przy której nie ma już zbytnio atrakcji, oprócz tego że drogi wybrałam przyjemne - z małym natężeniem ruchu, asfalty i... pofałdowane niemiłosiernie ;) Chciałyśmy zrobić jeszcze jeden przystanek na lody, ale najbliższy sklep okazał się być już nieczynny, więc popedałowałyśmy dalej. W Hopach na szczęście dostałyśmy lody i postanowiłyśmy zmodyfikować nieco końcówkę trasy. Może nie był to najprzyjemniejszy odcinek, bo trafił się paskudny szuter i dość ruchliwy, bardzo nierówny asfalt, ale ominęłyśmy piach i szybko dotarłyśmy do Pępowa. Tam pożegnałyśmy się i Asia pojechała w jedną stronę a ja w drugą. Przez Rębiechowo i Barniewice chciałam dotrzeć do Osowy, ale okazało się, że przez budowę PKM asfalt stał się ślepą ulicą, więc wyjechałam gdzieś koło jakichś domów. Tam zapytałam o drogę na Osowę i zdecydowałam się jechać polnymi ścieżkami. Niestety obrany przeze mnie kierunek okazał się błędny ;) więc wylądowałam gdzieś, gdzie nie wiedziałam co dalej. Jak tylko natrafiłam na asfalt, starałam się jechać możliwie głównymi drogami i w końcu dotarłam do ulicy prowadzącej równolegle do obwodnicy. Uff! Pozostało już tylko skręcić do Owczarni, zjechać do Oliwy i do domu. Ręce opalone, nogi zmęczone, pierwsza setka w tym roku zaliczona. Oby częściej taki relaks!
Dalej jadę już spokojniej, jestem umówiona z Asią w Linii, więc bez zatrzymywania już podążam wyznaczoną trasą. W Linii okazuje się, że Asia się trochę pogubiła i ma jeszcze trochę kilometrów, więc zatrzymuję się w słońcu na 2 śniadanie i loda. Jem pomału, a gdy zaczynam zbierać graty, akurat dojeżdża Asia :) Ona też zgłodniała, więc czekam jeszcze chwilę aż coś przekąsi i ruszamy w drogę.
Od początku towarzyszą nam pagórki, więc lekko nie jest. Pogoda za to idealna - słońce, lekko powyżej 20 stopni i nieco chłodzący wiatr. Szkoda tylko że przez większość trasy wieje nam w twarz. Jedziemy przez Kamienicę Królewską, po czym skręcamy zgodnie ze szlakiem czerwonym w drogę szutrową. Nieprzyjemna nawierzchnia, bo trzęsie, kamienie uskakują spod kół i co chwilę pojawia się tarka. Ale po drodze odwiedzamy pierwsze z moich ulubionych miejsc, czyli wąwozik wyrzeźbiony przez wyschniętą już rzeczkę. Niestety zdjęcia ani trochę nie oddają klimatu tego miejsca... a już szczególnie robione moją mydelniczką ;)
Kolejny obowiązkowy punkt programu to jezioro turzycowe położone w środku lasu. Fantastyczne miejsce. Ulegamy pokusie i leżakujemy chwilę na pomoście... Cisza, spokój, brak komarów(!).
Ale jeszcze sporo kilometrów przed nami, więc się zbieramy i ruszamy. Za chwilę jednak znów robimy postój i to pod dachem, na ganku sali bankietowej... łapie nas deszcz, więc decydujemy się przeczekać. Słusznie, bo lało krótko, ale 'treściwie'.
Gdy tylko przestaje padać, zbieramy się w dalszą drogę. Deszcz ochłodził powietrze, spod kół zarówno naszych jak i mijających nas samochodów leci woda, więc szybko marzniemy. Na szczęście miałam wiatrówkę, ale Asia nic nie wzięła... Zaliczamy zjazd z przepięknym widokiem na jezioro Bąckie (znów zdjęcie ani trochę tego nie oddaje) i chwilę później napotykamy zupełnie suchy asfalt.
Szybko się rozgrzewamy, bo słońce znów grzeje i kierujemy się na Kożyczkowo. W lesie prace przy wycince drzew, więc większość drogi rozjeżdżona i zniszczona przez ciężkie pojazdy.
Przebijamy się bezproblemowo i chwilę później meldujemy się na serpentynach, na których parę lat temu zaliczyłam piękny szlif. Doskonale pamiętam, że na zakrętach było wtedy trochę piasku, więc jadę bardzo wolno i ostrożnie. Tym razem piasku i kamieni jest znacznie więcej i to nie tylko na zakrętach. Dłuższa prosta biegnąca łagodnie w dół bardzo kusi, by się rozpędzić, ale pilnuję się i jadę pomału. Tym razem udaje się bez kraksy ;) W Kożyczkowie robimy postój na lody. Przy okazji zauważam plakat reklamujący imprezę w Chmielnie. Miały być pokazy strażaków i wojska, grochówka i stoiska regionalne. Ostatnia pozycja nas kusi, więc decydujemy się na drobną zmianę trasy i ruszamy w kierunku Chmielna. Jedziemy nieistniejącą na mapie drogą, a co ciekawe na mapie jest w tym miejscu szlak rowerowy, którego z kolei nie ma w terenie. Na festynie znajdujemy tylko to:
Więc szybko się ewakuujemy zgodnie stwierdzając, że więcej się nie skusimy na zapowiedzi stoisk regionalnych. Lądujemy za to nad jeziorem i po raz kolejny urządzamy odpoczynek, mocząc nogi w jeziorze. Ponieważ równolegle, tylko na południu kraju leci maraton podróżnika, ustalamy że robimy solidne odpoczynki, by wyręczyć w tej kwestii maratończyków. Oni nie mogą sobie pozwolić na takie atrakcje, więc my za nich je zaliczamy ;)
Dalej wracamy już na trasę, przy której nie ma już zbytnio atrakcji, oprócz tego że drogi wybrałam przyjemne - z małym natężeniem ruchu, asfalty i... pofałdowane niemiłosiernie ;) Chciałyśmy zrobić jeszcze jeden przystanek na lody, ale najbliższy sklep okazał się być już nieczynny, więc popedałowałyśmy dalej. W Hopach na szczęście dostałyśmy lody i postanowiłyśmy zmodyfikować nieco końcówkę trasy. Może nie był to najprzyjemniejszy odcinek, bo trafił się paskudny szuter i dość ruchliwy, bardzo nierówny asfalt, ale ominęłyśmy piach i szybko dotarłyśmy do Pępowa. Tam pożegnałyśmy się i Asia pojechała w jedną stronę a ja w drugą. Przez Rębiechowo i Barniewice chciałam dotrzeć do Osowy, ale okazało się, że przez budowę PKM asfalt stał się ślepą ulicą, więc wyjechałam gdzieś koło jakichś domów. Tam zapytałam o drogę na Osowę i zdecydowałam się jechać polnymi ścieżkami. Niestety obrany przeze mnie kierunek okazał się błędny ;) więc wylądowałam gdzieś, gdzie nie wiedziałam co dalej. Jak tylko natrafiłam na asfalt, starałam się jechać możliwie głównymi drogami i w końcu dotarłam do ulicy prowadzącej równolegle do obwodnicy. Uff! Pozostało już tylko skręcić do Owczarni, zjechać do Oliwy i do domu. Ręce opalone, nogi zmęczone, pierwsza setka w tym roku zaliczona. Oby częściej taki relaks!
Dane wycieczki:
Km: | 104.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czarnuszek |
las
Piątek, 3 czerwca 2016 | dodano:05.06.2016
Dane wycieczki:
Km: | 18.75 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czołg |
las i port
Czwartek, 2 czerwca 2016 | dodano:05.06.2016
Dane wycieczki:
Km: | 20.00 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czołg |
las
Środa, 1 czerwca 2016 | dodano:05.06.2016
Dane wycieczki:
Km: | 25.29 | Czas: | km/h: | ||||||
Pr. maks.: | 0.00 | Temperatura: | Podjazdy: | m | Rower: | Czołg |